RadioNewsLetter - Wydanie 390

Numer wysłany 2008-11-26

Drodzy czytelnicy, No już tak mam, jedno oko na Maroko, a drugie... jakoś gorzej to wszystko znoszę. Ale wytrwam. Do Świąt się zagoi:) serdecznie pozdrawiam alina

Wizytówka: Rafał Turowski - TVP 1, ale wkrótce...

Radiowiec w chwilowym stanie spoczynku

Kiedy byłem małym chłopcem (hej), to co tydzień słuchałem listy przebojów w Programie Trzecim i wszystko to zapisywałem. A że angielskim żem nie bardzo wtedy władał, to powoływałem do życia np. Ajrinkarę czy Majka Konfilda. Pomyślałem któregoś razu - ten facet, co prowadzi listę, to ma fajną pracę, bo siedzi w radiu i zapowiada piosenki. Ja też bym tak chciał. Więc mając lat 16 poszedłem do radia w rodzinnym Białymstoku i powiedziałem, że mam zamiar tam pracować. Na szczęście nie śmiali się ze mnie, a zajęli serdecznie, ucząc wszystkiego najlepiej jak potrafili. Anko, Bronko, Baśko, Krzyśku, pani Raiso i Wszyscy Pozostali a niewymienieni – dziękuję! A później znalazłem się w Warszawie. Miałem oczywiście takie marzenie, żeby poprowadzić listę. Jak każdy chyba radiowiec mojego pokolenia, co? 🙂

Blues Corner 197

John Mayall - Ojciec Chrzestny europejskiego bluesa kończy 29 listopada 75 lat! Piękny jubileusz w pełni sił twórczych. Mam do Johna niezwykle osobisty i sentymentalny stosunek. To jego muzyka, która dotarła do mnie w drugiej połowie lat sześćdziesiątych wskazała mi właściwy kierunek poszukiwań. Od niego dowiedziałem się, że rock and roll był dzieckiem bluesa. Dzięki niemu dałem się wciągnąć w fantastyczną gitarową krainę Claptona, Greena, Taylora... To Mayall i jego The Bluesbreakers uświadomili mi współistnienie rocka, bluesa i jazzu.

Młode retro: Robert Plant - Big Log

5 minut podróży po spokojnym morzu... Taką podróż miałem ostatnio. Jak każdy radiowiec skaczę po stacjach w samochodzie, czasami podsłuchuję kolegów, czasami zatrzymuje mnie muzyka. Tak właśnie było kilka dni temu. W Esce Rock usłyszałem ten kawałek. Radio nie ukrywam mam dobre więc skręciłem, ile fabryka dała. Robert Plant śpiewa tam tak przejmująco, a solówek nikt mu stoperem nie liczył.

O gruzińskim bzykaniu

Od razu wyjaśniam, że wcale nie mam na myśli incydentu z udziałem polskiego prezydenta. W chwili, gdy w okolicach Tbilisi rozgrywały się szeroko omawiane w polskich mediach sceny Gruzini mieli pretekst do świętowania w tradycyjny dla siebie sposób, czyli strzelaniem w powietrze, radosne wydarzenie. Takim niewątpliwe było zwycięstwo gruzińskich dzieciaków ukrywających się pod pseudonimem Bzikibi, które w sobotni wieczór wybzykały na Cyprze Grand Prix 6. Junior Eurovision Song Contest. Nawet sąsiedzka Rosja uległa piosence Bzzz... przyznając jej maksymalną notę.