Im bardziej pada śnieg...
Zaczęło sypać w piątek. Gdzieś tak w południe. Najpierw taki drobny śnieżek, jak cukier puder, potem coraz większe płatki, a po jakimś czasie było tego tyle i tak gęsto, że zniknął z pola widzenia budynek Kapitolu, a jest dość pokaźnych rozmiarów. Pod wieczór zerwał się porywisty wiatr i zamknęli metro. Jednym słowem zostałem uziemiony względnie uśnieżony. W perspektywie noc w pobliskim hotelu, na szczęście trzy kroki od Głosu Ameryki. Było nas czterech w kolejce po pokój: John, Jackson, Martin i ja.
Komentarze