Zaszedłem wieczorem na pocztę odebrać polecony. Pusto i cicho jak nigdy. Do zamknięcia dziesięć minut. Wewnątrz tylko ja i starsza pani nerwowo szukająca czegoś w torebce. Stoimy przy różnych okienkach. Czekam minutę, dwie, trzy. Chrząkam raz - nic. Chrząkam znowu - dostaję spojrzenie. Dobrze, myślę sobie, rozumiem, ciężka praca, cały dzień na nogach, kurz, hałas pieczątek, emeryci. Nie szukam dymu, stoję dalej. Nagle słyszę za plecami: 'lepiej zamykaj okienko, bo zaraz autobus podjedzie i znowu szarańcza wpadnie'. Powolutku odwracam się, a spomiędzy niesprzedanych świątecznych kartek zerka na mnie tłuściutka 'pocztówka'. Szyi brak, usta pełne, właśnie przeszły zabieg nabłyszczania. Wiedziała, że słyszałem. Uśmiechnąłem się do niej. Jak niewielu szczerych ludzi na tym świecie.